Suknia ślubna
Marzenie niejednej dziewczynki od najwcześniejszego dzieciństwa. Wiele z nas w dzieciństwie wyobraża sobie siebie w sukni ślubnej jak z bajki o księżniczce. Chociaż, czy ja o tym marzyłam? Chyba nie. Później zwykle przychodzi czas, kiedy twierdzimy, że nigdy nie wyjdziemy za mąż, więc po co w ogóle o tym myśleć. Kiedy jednak spotykamy już naszego księcia z bajki, albo po prostu faceta, z którym widzimy swoją przyszłość, temat sukni ślubnej powraca i spędza nam sen z powiek. Życie weryfikuje nasze gusta i marzenia. To o jakiej sukience marzyłyśmy w dzieciństwie najprawdopodobniej będzie odbiegało od tego co w rzeczywistości wybierzemy. Z różnych powodów: obecnie panujących trendów, budżetu, a przede wszystkim doboru kroju do figury.
Od
samego początku wiedziałam, że księżniczki, syrenki, gorsety, bezy,
koła i falbany odpadają na starcie. W takim stylu byłabym po prostu przebrana. Przy wyborze sukni ślubnej najważniejsze jest przede wszystkim to, jak się w niej czujemy. Czy pasuje do naszej osobowości. Tak, suknia ślubna może nie pasować do osobowości :)
Pewien czas przed ślubem widziałam siebie w drodze do ołtarza idącą w krótkiej sukience w stylu lat ’50. Uważałam, że to będzie najlepszy wybór dla mnie, ponieważ rozkloszowane sukienki do kolan to krój, który uwielbiam i noszę na co dzień. Właśnie to „na co dzień” spowodowało, że po pewnym czasie zbierania inspiracji stwierdziłam, że ślub to bardzo wyjątkowy dzień i nie chcę czuć się zwyczajnie.
Moje westchnienia przeniosłam na długie, zwiewne, rusałkowe, boho sukienki, na które nie było mnie stać. Pozostało mi wbijać zęby w ścianę, albo wymyślić inne rozwiązanie. Od czego mamy mózg? Od myślenia! Tak, więc użyłam moich szarych komórek i wymyśliłam, że uszyję moją wymarzoną sukienkę. Oczywiście nie własnymi rękoma, bo to skończyłoby się raczej tragicznie :)
Ołówek, kartka i rysujemy.
Zaprojektowałam swoją suknię ślubną sama. Wiele kartek z rysunkami i notatkami wylądowało w koszu zanim sprecyzowałam to czego tak naprawdę chcę.
Mimo podjętej decyzji, że sukienkę będę projektowała i szyła, wybrałam się z mamą i siostrami do salonu sukien ślubnych. To przeżycie, którego nie mogłam sobie odpuścić. Nie mam tu na myśli wzruszenia, bo to poczułam dopiero przymierzając moją uszytą suknię. Ten dzień był zabawny. Mierzyłam wszelkie kroje i odcienie. Były sukienki, w których obiektywnie rzecz biorąc wyglądałam jak milion dolców, ale czułam się jak na balu przebierańców. Były też takie, które miałyby szansę skraść moje serce, ale odstraszała mnie ich cena lub było w nich po prostu jakieś „ale”. Dzięki temu upewniłam się, że wybrany przeze mnie krój sukienki to dobry wybór. Byłam w dwóch salonach, w
pierwszym z nich zostałam obsłużona na najwyższym poziomie, w
drugim niestety poczułam się jakbym była na targu u przekupki. Było tam tak nieprzyjemnie, że nie przymierzyłam ani jednej
sukienki. W zasadzie, nawet nikt tego nie zaproponował! Dowiedziałam się za to, że w tę sukienkę, która mi się spodobała w katalogu to się na pewno nie zmieszczę. W moich wyborach duże znaczenie ma pierwszy kontakt i nie kupiłabym sukienki, nawet gdyby była najpiękniejsza na świecie, w salonie, w którym ktoś bez powodu jest dla mnie niesympatyczny lub niemiły.
Postanowiłam nie szukać lokalnej krawcowej, ale zlecić uszycie mojej sukni ślubnej
Place for Dress z Poznania. Od dłuższego czasu obserwowałam prace dziewczyn i byłam przekonana, że mnie nie zawiodą. Umówiłam się na konsultację indywidualną na niecałe 6 miesięcy przed ślubem. Na spotkanie zabrałam ze sobą moje siostry i tylko dzięki nim do dziś nie siedzę w atelier i nie wybieram rodzaju koronki :)
Na podstawie mojego rysunku, rozmowy i przymierzenia sukienek o różnych krojach razem zaprojektowałyśmy ostateczną wersję sukienki. Mandi pomogła mi również w doborze odcienia bieli do mojej karnacji. Taka mała analiza kolorystyczna. Zdecydowałam się na szyfon i koronkę francuską. Dziewczyny z Place for Dress przygotowały dla mnie wycenę sukienki, która bardzo mile mnie zaskoczyła. Nie pozostało mi nic innego jak czekać na przymiarki. Odbyły się one 3 i 2 tygodnie przed ślubem. Miałam moment paniki, że coś będzie nie tak i zostanę bez sukienki, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Na pierwszej przymiarce dopasowywałyśmy sukienkę do ciała, ponieważ od momentu zdjęcia miary zmieniłam wymiary. Na drugiej ręcznie układałyśmy koronki i ustalałyśmy ostatnie szlify.
Co warto mieć ze sobą na przymiarce sukni ślubnej?
- Cielistą, nieprześwitującą bieliznę, w której nie będziemy krępowały się przed pracownicą salonu. Dobrze byłoby żeby biustonosz miał odpinane ramiączka.
- Buty, o podobnej wysokości obcasa jakie planujemy mieć na ślubie.
- Na ostatniej przymiarce przed ślubem osatecznie wybraną bieliznę i buty.
- Dobry humor, otwarty umysł i nastawienie, że warto mierzyć nie tylko te sukienki, które nam się podobają. Może ta, na którą nigdy nie zwróciłabyś uwagi okaże się tą jedyną?
Warto zabrać ze
sobą kogoś kto spojrzy na nas obiektywnie. Najbliższą przyjaciółkę, mamę
lub siostrę. Jeśli chcecie może to być też tata lub narzeczony! Zabieranie na
raz całego sztabu to przesada, Moim zdaniem więcej niż 3 osoby to już tłok.
W wielu salonach
nie pozwalają robić zdjęć. Uważam to za dziwny zwyczaj i zupełnie go nie
rozumiem, ale tak już jest. Ważne, więc żeby zapisać nazwę modelu sukienki,
która najbardziej nam się spodoba.
Historia mojej sukni nie może obyć się bez małych wpadek,
np. w hurtowniach zabrakło wybranej przeze mnie koronki i musiałam zdecydować
się na inną. Drugą wpadką było to, że na drugiej przymiarce ustaliłyśmy, że
zrobimy rozcięcie na nogę, ale dziewczyny o tym zapomniały. Był płacz i
zgrzytanie zębów kiedy odebrałam paczkę z sukienką, ale z perspektywy czasu
wiem, że bez niego sukienka była równie piękna. Nie myli się tylko ten, kto nic
nie robi. Mimo tej gafy ze strony dziewczyn (sądzę, że spowodowanej
przeprowadzkowym zaaferowaniem) mogę
szczerze polecić ich usługi. Kontakt zarówno mailowy, jak i osobisty był na
najwyższym poziomie, zawsze miło i sympatycznie. Jednak najważniejsza jest jakość
sukienki. Tu nie mam nic do zarzucenia, wszystko
było uszyte bardzo dokładnie i starannie, nie było żadnych
drapiących elementów (mam bzika na tym punkcie), nic nigdzie nie odstawało.
Dziewczyny poradziły sobie nawet z tym, że chciałam żeby sukienka nie była za
krótka do szpilek, ale także żebym dała radę w niej chodzić i tańczyć w
płaskich butach. Tak dopasowały długość, że sukienka ładnie opadała na ziemię,
ale mogłam się w niej swobodnie poruszać.
Jestem bardzo zadowolona z mojej sukienki. Cudownie się w niej czułam i zapałałam do niej miłością prawdziwą. Chętnie bym ją jeszcze gdzieś ubrała. Może będę mierzyła ją w każdą rocznicę? Była lekka i wygodna. Pięknie obracała się w tańcu. Tak, okręcająca się sukienka to chyba jedyna rzecz, o której marzyłam w dzieciństwie :) Poza tym jestem szalenie dumna z siebie, że sukienka, którą zaprojektowałam zebrała tak wiele komplementów.
Wczoraj minęło 5 miesięcy od ślubu, sukienka
wyczyszczona, wisi sobie spokojnie na strychu i czeka aż znowu ją
założę. A może kiedyś ktoś jeszcze pójdzie w niej do ślubu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz