To był panieński na medal! Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Pamiętajcie, że najlepsze wspomnienia tworzą ludzie wokół nas i wspólne przeżycia. Z chęcią powtórzyłabym ten dzień :)
7/31/2017
Niebagatelny wieczór panieński
W swoim życiu byłam na
kilku wieczorach panieńskich, ale tylko mój trafił w mój gust w 100%.
Wszystko to zasługa moich sióstr, które znają mnie najlepiej. Całą organizacją
zajęły się moje druhny – siostry. Od początku mogłam być spokojna o ten dzień,
bo mało jest osób, które znają mnie lepiej. Mój stosunek do tego wieczoru był
taki, że jeśli będzie – to miło, jeśli nie – świat się nie skończy.
Wieczór był dla mnie niespodzianką, wiedziałam tylko jaki dzień
mam zarezerwować. Dzień wcześniej otrzymałam oficjalne zaproszenie na swój wieczór
panieński. Moja siostra wie jak wielką wagę przykładam do takich szczegółów :)
Mój wieczór panieński odbywał
się w Sopocie i chociaż to miasto może kojarzyć się bardzo imprezowo, to nie w
moim stylu są striptizer i impreza do rana w głośnym klubie. Jak już
wspominałam druhny znają mnie bardzo dobrze, więc nie martwiłam się, że tak
będzie wyglądać moje pożegnanie panieństwa. Ale nie spodziewałam się tak
ciekawego i niebagatelnego pomysłu na spędzenie tego dnia. Dziewczyny
wpadły na pomysł, że zaczniemy nietradycyjnie – od wizyty w teatrze.
Miałyśmy przyjemność zobaczyć lekką komedię pt. „Seans” wystawianą na Scenie
Kameralnej Teatru Wybrzeże. Wieczór z duchami, na który zaprosiły mnie
dziewczyny był zabawny i intrygujący, zdarzyło mi się też podskoczyć na
krześle ze strachu :)
To był panieński na medal! Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Pamiętajcie, że najlepsze wspomnienia tworzą ludzie wokół nas i wspólne przeżycia. Z chęcią powtórzyłabym ten dzień :)
Dajcie znać jak wyglądały Wasze wieczory panieńskie lub o jakich
marzycie.
Czekoladowe muffinki z owocami (składniki
na około 12 sztuk)
2 szklanki mąki
2 łyżki kakao
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
80 g brązowego cukru
60 g białego cukru
100 g gorzkiej, posiekanej czekolady
125 g masła, roztopionego i przestudzonego
pół szklanki maślanki/ jogurtu naturalnego (można dodać 2-3 łyżki
więcej, ciasto jest dość gęste)
2 jajka
2 szklanki świeżych lub mrożonych malin/wiśni
W jednym naczyniu wymieszać składniki suche: przesianą mąkę, kakao, proszek do pieczenia, sodę oczyszczoną i cukier.
W drugim naczyniu wymieszać składniki mokre: roztrzepane jajka,
maślankę lub jogurt, masło.
Składniki obu naczyń rozmieszać do połączenia się składników
(otrzymane ciasto będzie dość gęste). Dodać owoce i wymieszać.
Formę do muffinów wyłożyć papilotkami, nałożyć do nich ciasta do
3/4 wysokości papilotek. Piec przez około 20 – 25 minut w temperaturze 180ºC (do
suchego patyczka).
Jeśli wypróbujecie ten przepis to życzę smacznego :)
Autorem zdjęć użytych w kolażu (oprócz zdjęcia zaproszenia) jest: Ela Zeman
7/27/2017
Czy hygge to moja sztuka szczęścia?
W
ostatnim czasie hygge zrobiło się bardzo popularne. W księgarniach pojawiło się
sporo książek, a w Internecie i prasie znajdziecie niejeden artykuł na ten
temat. Co jest takiego w hygge, że warto poświęcić trochę czasu na
zagłębienie tej koncepcji i zaczerpnięcie z niej inspiracji
dla siebie?
Czym jest hygge?
Hygge
to po prostu przytulność, bezpieczeństwo, relaks, życie tu i teraz, radość ze
spotkań z bliskimi, pozytywna atmosfera. Oprócz tego przytulne
wnętrza, delektowanie się kubkiem ulubionej kawy czy herbaty i celebrowanie
wspólnych posiłków.
Hygge
pochodzi z Danii, czyli kraju uznawanego za najszczęśliwszy na świecie. Ale czy
tak jest naprawdę? Nie wiem. Duńczycy na pewno mają swoje powody do zmartwień,
ale według ich koncepcji szczęście należy odnajdywać w małych chwilach radości,
w zwykłej codzienności.
Oczywiście
można uznać, że hygge jest po prostu dobrym towarem marketingowym, na którym
można zarobić. Chcąc skrytykować popularność hygge można uznać, że
marketingowcy próbują wmówić nam, że bez skandynawskiego wystroju wnętrza,
setek świec i drogich dodatków nie osiągniesz pełni szczęścia rodem z
Danii. Ja uważam jednak, że każdy z nas może stworzyć swoją listę
rzeczy hyggelig. Dla kogoś może być to siedzenie pod kocem w ulubionym
fotelu i czytanie książek w blasku świec, dla kogoś wędrówka po
górach, a jeszcze innej osoby spacer w parku lub wspólny posiłek z rodziną.
Sposobów na hygge jest tyle ile ludzi. Sądzę, że teoria hygge trafiła w
tym momencie na podatny grunt. Do niedawna popularne było wszystko co
pochodziło z zachodu, było szybkie, nowoczesne i komercyjne. Jesteśmy tym od
jakiegoś czasu zmęczeni, staramy się żyć wolniej, zaczynamy doceniać to co
naturalne, eko, a wczasy na wsi z daleka od miasta stają się coraz
bardziej popularne. Zaczęliśmy też wracać do naszych tradycji i kultury,
doceniać lokalne produkty. Moim zdaniem warto odpowiedzieć sobie na
pytanie „Czy duńskie hygge zapewni mi szczęście?” Myślę, że nie, ale nasze,
swojskie cieszenie się z drobiazgów już tak. Więc niezależnie jak to nazwiemy –
warto zainteresować się tym tematem i wprowadzić w życie tę filozofię.
Moje hygge:
Dla mnie hygge jest odnajdywaniem szczęścia w drobnych przyjemnościach,
celebrowaniem codzienności. Wielu rzeczom, które mogą wydawać się męczące możemy
nadać pozytywne znaczenie i je polubić. Chwile, w których czuję się szczęśliwa
to rodzinny spacer, wieczór kiedy czekam z kolacją na wracającego z pracy męża,
kiedy dom pachnie szarlotką z cynamonem, czytanie książki w fotelu w ciepłych
skarpetach zrobionych na drutach przez moją Babcię, a nawet picie
kakao kiedy wiatr hula za oknem, chociaż tak bardzo kocham lato. Może to
wszystko jest banalne i każdy z nas to robi, ale myślenie o tym jak o czymś
szczególnie miłym, sprawia mi radość i
dodaje pozytywnej energii. Dzięki hygge zdałam sobie sprawę, że warto się
czasem zatrzymać i zapamiętać to co dzieje się tu i teraz.
Książki o hygge:
Dwie
najbardziej popularne książki o hygge to: Hygge. Duńska sztuka szczęścia Marie Tourell Soderberg, którą miałam okazję czytać i Hygge. Klucz do
szczęścia Meika Wikinga, ale jest ich o wiele więcej. Warto do nich zajrzeć, a
jeszcze lepiej zamiast czytać – wprowadzić hygge w życie.
A
co Wy sądzicie o tej koncepcji szczęścia? Lubicie ją, praktykujecie? Może
nazywacie to po swojemu? A może zupełnie się z nią nie zgadzacie?
7/25/2017
Jak zorganizować ślub czerpiąc z tego pełno radości? Czyli o naszych przygotowaniach
Jesteście po zaręczynach, może długo wyczekiwanych, romantycznych, a może szalonych. Być może tylko we dwójkę, a może z klękaniem przy całej rodzinie. Możliwości jest wiele, tak samo jak wiele jest ludzi i charakterów. Emocje związane z zaręczynami powoli opadają i czas zająć się organizacją ślubu. Nam udało się zorganizować własny ślub i nie zwariować, a nawet więcej, przejść przez całą organizację prawie bez większych stresów. Udało nam się, bo postawiliśmy na dobre nastawienie i systematyczne planowanie.
Początkowo nie chcieliśmy organizować wesela.
Planowaliśmy małe przyjęcie dla najbliższej rodziny. Ale coś nie
dawało nam spokoju. To była myśl, że taka okazja już się nie powtórzy. Decyzja
zapadła, będzie wesele. Teraz wiemy już, że była to najlepsza decyzja jaką
mogliśmy podjąć. Jako miesiąc naszego ślubu wybraliśmy czerwiec ze względu na
to, że oboje lubimy ciepło, przyrodę w rozkwicie, pełnię kolorów, piękne
słońce. To był doskonały wybór. Wiosna tego roku nie rozpieszczała pogodą, ale
początek czerwca był naprawdę ładny. W związku z zimną wiosną, w
czerwcu załapaliśmy się na majowy odcień zieleni na drzewach. Idealnie!
Organizacją ślubu zajęliśmy się od początku sami.
Pomogła nam w tym moja zadaniowa natura. Nie jestem w stanie zliczyć ile w tym
czasie przygotowałam list rzeczy do zrobienia. Korzystałam też z Notatnika
Panny Młodej, ale kierując się odpowiednim dla nas tempem. Pierwszą sprawą,
którą powinniście zrobić na początku jest ustalenie wspólnej wizji tego dnia.
Może widzicie ją od dawna oczami wyobraźni, może jesteście zgodni, a może
trzeba będzie poświęcić na to trochę więcej czasu. Ważne, żeby Wasze wesele
było zgodne z waszym poczuciem stylu. My mieliśmy konkretny plan, bliscy
zaangażowali się w organizację, ale na szczęście podzielali nasze zdanie i nikt
nie próbował nam narzucać swojej wizji tego dnia. Jeśli w Waszym przypadku jest
inaczej, to pamiętajcie, że nie ważne jak ten ślub chcieliby widzieć rodzice,
ciocie, babcie, czy ktokolwiek inny. To Wasz dzień. Dzięki temu można uniknąć
wielu niepotrzebnych kłótni. Nie da się dogodzić wszystkim i zawsze znajdzie
się ktoś, kto zrobiłby to inaczej. Mimo, że rodzina chce dla nas najlepiej, po
prostu może mieć inne wyobrażenie tego dnia, a Wy nie możecie zapomnieć, że to
jest Wasz ślub. Słuchajcie jeśli ktoś radzi, wyłapujcie z tego coś,
co może się Wam przydać, ale nie bójcie
się bronić własnych pomysłów i stawiać na swoim.
Na naszym weselu miało być naturalnie i sielsko.
Sezonowe kwiaty, świece, koronka, niewielki kościół, prosta sukienka i wianek
we włosach. Nigdy nie marzyliśmy o typowym weselu, sukni na kole,
blasku i tradycyjnych oczepinach. Rodziny mamy duże, więc listę gości
tworzyliśmy w ten sposób, żeby bawiły się z nami osoby, które są nam
bliskie, a nie ludzie, których wypada zaprosić. Bawiło się z nami około 80
osób, rodzina i najbliżsi przyjaciele, ludzie bez których nie wyobrażaliśmy
sobie tego dnia.
Większość ślubnych wyborów przyszła nam łatwo.
Pierwsza restauracja, którą obejrzeliśmy była strzałem w dziesiątkę, a kto
będzie robił nam zdjęcia wiedzieliśmy na długo przed planowaniem ślubu.
Podobnie było z pozostałymi usługodawcami. Cieszę się, że trafiliśmy na
tak świetnych ludzi.
Wiele rzeczy postanowiliśmy przygotować własnoręcznie.
Ciasta na słodki stół, podziękowania dla gości (Mamuniu! Dziękuję za Twoje
zdolności, za koronkowe serwetki, za dżemik truskawkowy i za to, że razem udało
nam się upiec prawdziwe pyszności), poligrafię (poza zaproszeniami), drogowskaz
ślubny, skrzynkę na życzenia, koszyczki ratunkowe, dekoracje poprawinowe. To
był dobry pomysł. Co prawda wymagał sporo czasu, ale takie wspólne działania
dają ogromną frajdę, a kiedy na weselu widzisz zachwyt wśród gości – serce
cieszy się jeszcze bardziej. O naszych ślubnych DIY przygotuję kiedyś oddzielny
wpis, co Wy na to?
Ja – najbardziej zorganizowana, ale przy tym nerwowa,
płaczliwa i emocjonalnie podchodząca do wszystkiego osoba w rodzinie byłam
przekonana, że w dniu ślubu będę płakać kilka razy i będę denerwowała
się wszystkim. Ale sama siebie nie poznając byłam nad wyraz
spokojna i zrelaksowana. Sądzę, że było tak dlatego, że mieliśmy
rozpisany harmonogram dnia ślubu i można było kontrolować co zostało
jeszcze do zrobienia. Ważne też żeby w samym dniu ślubu nie brać sobie zbyt
dużo na głowę. Rozdzielcie zadania i niech świadkowie pilnują czy wszystko
załatwione. Szczerze polecam ten sposób. Przy okazji mogę podziękować mojej
siostrze, która za mnie kontrolowała czas i tylko dzięki temu nie spóźniłam się
do fryzjera :)
Na naszym ślubie i weselu było dużo momentów, które
bardzo mnie cieszyły, były też chwile wzruszenia. To był naprawdę piękny
czerwcowy dzień, który z pewnością będziemy długo wspominać. Piękna ceremonia w
małym, nastrojowym kościółku, pełnym bliskich nam osób, z wzruszającą
oprawą muzyczną. Cudowne wesele i ogromna radość. Goście z różnych regionów
Polski bardzo dobrze się zintegrowali i miks ślubnych tradycji i zwyczajów dał
naprawdę ciekawy efekt. To najbardziej pozytywne emocje, których doświadczyłam.
Można powiedzieć, że nareszcie poślubiłam mężczyznę moich marzeń
w otoczeniu bliskich osób i w bardzo pozytywnej atmosferze –
tych uczuć nie da się opisać się słowami. Trzeba to przeżyć.
Moje rady:
- Działajcie według harmonogramu, planujcie, notujcie,
twórzcie listy, zapisujcie wszystko co wpadnie Wam do głowy. Polecam stworzyć
sobie notatnik i mieć wszystko w jednym miejscu.
- Zaplanujcie budżet i notujcie wydatki. Dzięki temu
będziecie spokojniejsi. U nas sprawdziło się to w 100%
- Najważniejsi tego dnia jesteście Wy i Wasza miłość.
Nie warto się kłócić, ani z kimś z rodziny, kto ma inną
wizję wesela niż Wy, ani tym bardziej ze sobą. Pielęgnujcie czas narzeczeństwa,
chodźcie na randki, spacery, trzymajcie się za ręce. Nie zapominajcie po co
cały ten ambaras :)
- Wpisując datę RSVP na zaproszeniach weźcie pod uwagę
zapas czasowy i nie wstydźcie się pytać o potwierdzenie, bo niestety
czasami goście o tym zapominają.
- Nie stresujcie się! Wiem, że łatwo powiedzieć, ale
nawet jeśli będą jakieś wpadki to pewnie tylko Wy je zauważycie, a poza tym
będą dodawać uroku całości. Będzie co wspominać w przyszłości.
Czerpcie z tego dnia pełnymi garściami. Cieszcie się nim i ludźmi, którzy są
tam dla Was.
- Uśmiechajcie się! To piękny dzień.
- Przy wyborze świadków zwróćcie uwagę żeby były to
osoby kontaktowe i zorganizowane. Są tego dnia Waszymi dodatkowymi rękoma.
- Zorganizujcie first look sam na sam, to naprawdę
niesamowite emocje. Drżące nogi, motyle w brzuchu i zachwyt
widziany w oczach narzeczonego. Esencja zakochania!
- Jeśli w organizację ślubu i wesela
włożycie swoje serce i w tym dniu będziecie w pełni się nim cieszyć, to goście
docenią całokształt. Przecież pozytywna energia zaraża! :)
Taki był nasz sposób na pozytywne przygotowania
ślubne. Jeśli również niedawno braliście ślub, dajcie znać jak było u Was.
Jeśli dopiero go planujecie – korzystajcie z mojego doświadczenia i
cieszcie się tym cudownym czasem.
Buziaki i powodzenia!
7/24/2017
Wspólne spędzanie czasu na start
Wspólne spędzanie czasu jest najlepszą rzeczą, którą
można robić dla rodziny. Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy w życiu.
Gotowanie, jedzenie, rozmowy przy stole, planszówki, śmiech. Do tego trzymanie
się za ręce, wspólne czytanie książek, a nawet milczenie
razem z bliskimi. To moja sztuka szczęścia. Cieszenie się z
codzienności sprawia, że życie ogólnie staje się lepsze. Właśnie te małe chwile
zapamiętujemy i będziemy mogli opowiadać je wnukom :)
Niedawno mój mąż miał urodziny i postanowiłam dać upust swoim zapędom do planowania i organizacji. W domu nazywają mnie demonem organizacji i uważam to za komplement :) Kilka dni spiskowania i udało się przygotować przyjęcie niespodziankę. Mina zaskoczonego męża była bezcenna. Przygotowałam dekoracje, detale i pyszne jedzenie. Paprykę i pieczarki portobello faszerowane mięsem mielonym. Proste, niewymagające dania, które bardzo wszystkim smakują. Do tego dwa przepyszne ciasta, mocno kokosowy sernik bounty i czekoladowe ciasto opadające z kremem mascarpone i owocami lata zebranymi w ogrodzie. Oprócz tego uraczyłam bliskich moją ulubioną domową lemoniadą. Do dekoracji wykorzystałam świeże kwiaty, bez których nie może odbyć się żadne przyjęcie, świeczniki i wazony ozdobione białą koronką i białą, minimalistyczną zastawę. Właśnie taki romantyczny styl lubię najbardziej.
Po kolacji wybraliśmy się na rodzinny spacer na
pobliskie łąki żeby cieszyć się latem, które w tym roku nie
rozpieszcza, więc kiedy pogoda dopisuje trzeba czerpać z tego pełnymi
garściami. W takich chwilach budzi się we mnie wewnętrzne dziecko, mam ochotę
biegać, skakać, bawić się i uśmiechać od ucha do ucha. Takie spacery sprawiają
mi ogromną frajdę. Dzięki popołudniowej porze udało trafić się nam bardzo ładne
światło i mamy teraz prześliczne zdjęcia do rodzinnego albumu. Takie dni, jak
ten wyrażają moją osobowość, zorganizowana, romantyczka, stworzenie stadne :)
7/24/2017
Start!
Jeszcze się nie znamy, na imię mam
Marta i nareszcie się odważyłam żeby spróbować. Z myślą o założeniu
bloga biłam się od dłuższego czasu, ale zawsze było coś ważniejszego. Studia,
rozpoczęcie pracy na etacie, ślub. Wszystkie te punkty za mną. Teraz jestem na
początku etapu bycia żoną. Uznałam, że to dobry moment i decyzja nareszcie
zapadła, postanowiłam przełamać swój lęk i oto jestem :) Ten blog ma być dla
mnie i mam nadzieję, że dla Was również, czymś w rodzaju inspiracji,
motywacji do działania, do tego, że chcieć to móc. Pamiętajmy, że aby kiedyś
stać się wielkim, najpierw trzeba być małym. Na blogu ma być kobieco,
rodzinnie, małżeńsko, czasami ślubnie, postaram się też żeby było po prostu
ładnie. Ten blog ma być także dla mnie motywatorem do pilnej nauki
fotografowania. Mam nadzieję, że będziecie mieli ochotę zostać ze mną na
dłużej, miło spędzić czas czytając moje wpisy, popijając do tego herbatę lub
jeśli wolicie kawę ze swojej ulubionej filiżanki.
Pozdrawiam!
Marta